WYSTAWA PSÓW

Tak na oko, chłopiec miał około 7 lub 8 lat. Nerwowo wkroczył do sali, rozejrzał się po zgromadzonym tłumie. Jestem pewny, że obserwował atmosferę wystawy psów. Benny zauważył go pierwszy, jego i ślicznego, średniej wielkości szczeniaczka kundelka prowadzonego na niebieskiej smyczy wiszącej na szyi szczeniaka, tuż pod obrożą.

Benny ruszył, aby przejąć chłopca sekundę przede mną. Był bliżej ode mnie i dotarł do niego pierwszy. Inni sędziowie zauważyli nas dwoje zmierzających do jednego celu i sami zaczęli przeć do przodu, aby sprawdzić co się dzieje.

- Czego tu szukasz, chłopcze? - Benny starał się być uprzejmy, ale nie było najmniejszej wątpliwości w jego głosie, że chłopiec tu nie pasował. Szczęśliwie, w tym momencie ja wtargnąłem na scenę, gotowy by przejąć rozmowę Benny'ego.

- Cz... Cz... Czy już się skończyło? - zapytał chłopiec.

- Czegoś potrzebujesz? - Zapytałem tak uprzejmie, na ile potrafiłem. Bycie głównym organizatorem ma swoje zalety, włączając w to przyjmowanie mowy starszego sędziego bez żadnego sprzeciwu.

- Chciałem zapisać Fixa do pokazu... Ja... - powiedział chłopiec, gdy zebrał w sobie dość odwagi.

- To pokaz dla rasowych psów, synu - powiedział Benny. - Ponadto, wydaliśmy już prawie wszystkie nagrody. - Benny to dobry człowiek, ale jego taktowność ma czasami subtelność buldożera. Chłopiec spochmurniał.

- A...ale pracowałem przez cały dzień, aby się przygotować! - zaprotestował. - Wykąpałem Fixa, wyszczotkowałem go i założyłem kokardkę i... - wyglądał na zdruzgotanego.

- Hmmmm... - zastanowiłem się przeciągając głos zadumy tak, aby Benny nie zdążył odpowiedzieć przede mną. - No cóż, pozostałe jeszcze jedna nagroda. - Mrugnałem porozumiewawczo do Benny'ego. Przewidziałem taką sytuację i przygotowałem się, nikomu nic nie mówiąc.

Do tego czasu, pozostali trzej sędziowie znaleźli się w strefie słyszenia naszej rozmowy i usłyszeli coś na tyle dziwnego, że wszyscy, łącznie z Bennym, spojrzeli na mnie zdezorientowani. Odwróciłem się do pozostałych sędziów.

- Wiecie...? - powiedziałem, pytająco. - Nagroda za "dobrą opiekę nad nieszczególną rasą". - Spojrzałem na chłopca. - Ta, którą dajemy gdy uznamy to za stosowne. Ta z dziesięciodolarową wypłatą.

Uśmiech przeszedł resztę sędziów. Tak, nawet przez twarz Benny'ego. Nigdy nie chciał być niemiły.

- Achaaa, ta nagroda! - powiedziała Sue - Kompletnie o niej zapomniałem.

- Tak - dodał Gerald. - Zazwyczaj jej nie przyznajemy.

- Nic dziwnego - przytaknął John, - że o niej zapomnieliśmy.

Benny tylko wyszczerzył zęby i starał się skwitować to tylko uśmiechem. Chciał ciągnąć tę grę dalej, ale nie wykazywał zbyt wiele entuzjazmu.

Odwróciłem się do chłopca, którego twarz nabrała wyrazu wielkiej nadziei.

- Oczywiście, zanim przyznamy jakąkolwiek nagrodę, musimy być pewni że uczestnik na nią zasłużył. - Powiedziałem patrząc na małego kundelka, który nagle inteligentnie na mnie spojrzał i entuzjastycznie zamerdał ogonem. Obdarzyłem resztę poważnym spojrzeniem. - Musimy przebadać generalny stan zdrowia psa, sprawdzić czy ma pchły i ogólną czystość. Możemy przyznać nagrodę tylko wtedy, gdy wszystkie wyniki będą satysfakcjonujące.

Miałem nadzieję, że pozostali sędziowie zrozumieli w czym rzecz. Naprawdę zamierzałem przeprowadzić odpowiedni test małemu przyjacielowi chłopca. I nie po to, by zaspokoić pragnienie zwycięstwa chłopca. Ustawiliśmy małego kundelka na stole i zaczęliśmy oceniać jego stan. Sue, wykwalifikowany weterynarz, delikatnie sprawdziła zdrowie psa, gdy tymczasem sam sprawdzałem jego sierść. Chłopiec musiał długo pracować nad tym cierpliwym szczeniakiem. Mimo, że oglądałem ją bardzo dokładnie, nie zauważyłem nawet śladu pchły. Sierść była cudowanie czysta i nie wykazywała żadnych oznak matowienia włosów. Było oczywiste, że szczeniak był często kąpany i szczotkowany z wielką delikatnością. Byłem mile zaskoczony. Nie oczekiwałem tak wiele pracowitości od kogoś tak młodego.

Spojrzałem na Sue, gdy skończyła swoją część egzaminu.

- Więc - powiedziałem, - jaki ma stan zdrowia?

- Bardzo dobry - Sue uśmiechnęła się. - Żadnego śladu robaków, czy krzywicy. Oboje uszu i oczy czyste, temperatura w normie. Wszystko dobrze, zdrowy, mały pies.

- Jak masz na imię? - Zwróciłem się do chłopca.

- Martin.

- Więc, Martinie, masz pięknego psa, ale muszę porozmawiać z twoją mamą lub tatą przed przyznaniem nagrody, aby sprawdzić wyrazili zgodę na Twój udział w konkursie. Jaki jest twój numer telefonu?

Na szczęście znał. Poszedłem do biura i zadzwoniłem. Odebrała jego mama. Podczas rozmowy zdobyłem trochę więcej informacji. Martin wykonał całą trudną pracę samodzielnie. Mama tylko trzymała Fixa przy kąpieli, gdy Martin go szorował. Była niesamowicie dumna z syna i szczęśliwa, że za swój wysiłek zdobędzie nagrodę. Podziękowałem mamie Martina i zakończyłem rozmowę. Potem podszedłem do komputera. Przygotowałem kiedyś dyplom na taki wypadek. Wszystko czego potrzebowałem, to wpisać imię właściciela, imię psa, a potem wydrukować na pastelowym błękitnym papierze. Ostatnim krokiem było użycie klubowej pieczęci złotego liścia w dolnym lewym rogu, zawierającej logo i nazwę psiego klubu. Wyciągnąłem dwa banknoty pięciodolarowe z mojego portfela i przed wyjściem umieściłem je w kopercie.

Ruszyłem do stołu, gdzie odbywał się test i zobaczyłem małą grupkę otaczającą Martina i Fixa. Gdy dotarłem, zwołałem posiedzenie sędziów.

- Zgadzamy się? - Zapytałem, a wszyscy przytaknęli. - Zasługuje na nagrodę? - Chór zgody. Odwróciłem się do Martina. - W imieniu psiego klubu oznajmiam, że ten okaz jest "Dobrze Prezentującym się Psem Nierasowym" - wyrecytowałem - i przyznaję ten certyfikat i nagrodę dziesięciu dolarów Martinowi. - Podałem mu dyplom i kopertę.

Małe oczka Martina zdawały się urosnąć do rozmiarów spodków do filiżanek, gdy zobaczył złoty stempel na dyplomie. Gdy otworzył kopertę i wyjął banknoty, wszyscy zaczęli bić brawo. Martin zdawał się oniemieć, ale jego oczy wyrażały radość, jakiej nie mogły wyrazić usta.

Gdy odprowadzałem Martina do drzwi, zauważyłem że jest zamyślony.

- Nad czym się zastanawiasz? - Zapytałem. Martin spojrzał na mnie, niepewnym wzrokiem, więc postanowiłem mu pomóc - Nie bój się zapytać. Nie obrażę się, jeśli to będzie coś nie na miejscu.

Martin zwolnił i zatrzymał się, po czym spojrzał mi w oczy.

- Czy to prawdziwa nagroda? - zapytał, trzymając dyplom. - Chciałem wygrać prawdziwą nagrodę, a nie wymyśloną.

Uśmiechnąłem się i odpowiedziałem uprzejmie:

- Wymyśliłem ją specjalnie dla ciebie, ale nie dałbym ci nic więcej, ponad dobrą radę, gdybyś uczciwie na nią nie zasłużył. Ten egzamin Fixa był prawdziwy, nie udawany. Zdobyłeś tę nagrodę, więc odpowiedź na twoje pytanie brzmi: "Tak, to prawdziwa nagroda, ponieważ ją zdobyłeś.."

Martin spojrzał powiątpiewająco na dyplom, a potem na mnie.

- Mimo wszystko - kontynuowałem - te tak zwane "prawdziwe" nagrody musiały być wymyślone przez kogoś, kiedyś. Ludzie nie muszą dawać psom nazw ras takich jak dalmatyńczyk, owczarek niemiecki, bokser i tak dalej, i dawać nagrody tylko "najlepszym z gatunku" i tak dalej. Robimy to, bo chcemy. Ponieważ myślimy, że ludzie zasługują na nagrodę za ciężką pracę, by przygotować psa do wystawy takiej jak ta. Ciężko pracowałeś by przygotować Fixa, prawda? - Martin przytaknął głową, jego oczy błyszczały, gdy spojrzał ponownie na dyplom. Teraz zrozumiał. - Więc zasłużyłeś! - Skończyłem.

Martin znowu skinął głową. Gdy wyszedł, odwrócił się i pomachał. Uśmiechnąłem się i zrobiłem to samo. Potem Benny przyszpilił mnie w biurze do ściany.

- Dlaczego to zrobiłeś?

Spojrzałem na niego.

- Dziesięć dolarów i odrobina wysiłku, a widziałeś jego uśmiech?

Benny wyszczerzył się, wbrew sobie.

- Tak.

- Naprawdę musiałeś pytać?

- Yyy... Chyba nie.






Tekst: Jonathan     Rysunki: Niklas Edlund     Tłumaczenie: A.V.     Tytuł oryginału: "The Dogshow"