MÓJ PIERWSZY PRZYJACIEL

Nie miałem w życiu zbyt wielu kolegów, a prawdziwych przyjaciół wcale. Aż do czasu, gdy słowo "przyjaźń" przestało być pusto brzmiącym słowem i stało się dla mnie najważniejszą rzeczą w życiu.

Nigdy nie byłem zbyt urodziwym chłopcem, choć dorośli mówili mi, że jest inaczej. Zapewne z litości, ponieważ od małego byłem niezwykle pulchny i czułem się z tym źle. Odkąd pamiętam, moi rodzice wiecznie pracowali. Od rana do wieczora a ja samotnie spędzałem większość wolnego czasu w domu. Możecie mi wierzyć, albo i nie, ale życie w wielkim mieście to dla dzieci straszny koszmar. Wszędzie beton, żadnych pól i lasów na których można beztrosko harcować. Tak było i ze mną do czasu, gdy poznałem GO.

Było to chyba w trzeciej klasie, gdy miałem 8 lub 9 lat. Pierwszy dzień w nowym roku szkolnym zawsze działał mi na nerwy bo to żadna przyjemność, gdy wakacje się kończą i trzeba znowu użerać się z nauczycielami. Tak było i tym razem, struty i przygnębiony usiadłem w kącie klasy, unikając rozmów na odwieczny temat "gdzie byłeś na wakacjach? Bo ja w lepszym miejscu niż ty". I wtedy zobaczyłem GO. Trudno było go nie dostrzec, skoro był najśliczniejszym chłopcem, jakiego kiedykolwiek w życiu widziałem. Miał fajną fryzurkę "na grzybka", był strasznie chudy, miał śliczne, czarne oczy, mały nosek i najśmieszniejszy głos, jaki słyszałem. Jak gdyby urwał się z kreskówki. Kiedy spojrzałem na niego pierwszy raz, coś dziwnego ścisnęło mnie w żołądku. Chciałem podejść, ale nie mogłem. Powiedzieć coś, ale nie wiedziałem co. Po prostu przykleiłem się do krzesła i nie potrafiłem wykonać żadnego ruchu. Gapiłem się na niego jak cielę na malowane wrota i pozwalałem moim oczom chłonąć jego urodę.

Nagle do klasy wkroczył nauczyciel i przedstawił nowego ucznia.

- Oto Dimas! Wasz nowy kolega. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnicie i będziecie go dobrze traktować. A teraz, Dimasie, usiądź z naszym grubaskiem... - i wskazał moją ławkę! W tym momencie serce prawie podskoczyło mi do gardła. Myślałem, jakby go zagadać by nie wyjść na głupka, a los sprawił mi taką niespodziankę!

- Cześć, jestem Dimas, jak masz na imię? - zapytał z uśmiechem.

- Jose - odpowiedziałem prosto i zwięźle. Trochę sztucznie i zacząłem obawiać się co o mnie pomyślał. Pewnie, że jestem głupi, albo go nie lubię.

Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że staliśmy się sobie bliscy. Bardzo bliscy, jak najprawdziwsi przyjaciele. Wszystko robiliśmy razem, rozmawiając na przerwach, spacerując, robiąc kawały i opowiadając szczerze o kłopotach i radościach. Z czasem dołączyło do nas dwóch chłopców i staliśmy się zgraną paczką. Pierwszy miał na imię Alex, szczupły murzynek, który płakał z byle powodu. Drugi zaś miał na imię Josue. Był ślicznym dzieciakiem z wielkimi, białymi zębami. Ale nie tak śliczny, jak Dimas.

Pewnego razu Dimas zadał mi na przerwie niespodziewane pytanie:

- Całowałeś się kiedyś z dziewczyną?

- Jasne, wiele razy.

- Ale ja mam na myśli prawdziwe pocałunki, takie jak w filmach. A nie zwyczajne w policzek.

- Więc, ja... - odpowiedziałem z zakłopotaniem nie dokończywszy zdania. Nie wiedziałem do czego zmierza. Dlaczego zadał to pytanie? Skoro chciał kogoś pocałować, to może... mnie? A jeśli nie, to kogo i dlaczego?

Ale Dimas wyczuł, że czuję się niepewnie i nie drążył tematu.

Dni mijały a nasza przyjaźń zacieśniała się coraz mocniej. Świata poza nim nie widziałem. Dla niego byłem w stanie uczynić wszystko! Pewnego razu, podczas gry, dostałem piłką prosto w twarz. Niby nic, ale bolało jak cholera... Spłakany uciekłem do szatni obiecując sobie, że nigdy więcej, przenigdy nie zagram w piłkę nożną. Ale Dimas pobiegł za mną, kucnął przede mną i zrobił coś, co mocno mnie zaskoczyło. Otarł moją łzę, wziął ją na palec i nałożył sobie na twarz, tuż pod okiem!

- Jak ty płaczesz to i ja płaczę. - a potem mnie poczochrał, aż dech mi zaparło z wrażenia. Żałuję, że mnie nie przytulił, ale i tak poprawił mi humor. Na długi czas, bo wiedziałem że mu na mnie zależy.

Po tym zdarzeniu przyśnił mi się najdziwniejszy sen, jaki dotychczas miałem. Śniłem, że jestem z Dimasem na szkolnym podwórku, staliśmy patrząc sobie w oczy i nagle on mnie pocałował! Przytulił naprawdę mocno i przywarł wargami do mojego policzka. Sen był niezwykle realistyczny, czułem jakby to działo się naprawdę. Czułem każde muśnięcie i każdy dotyk! A potem się obudziłem i zrozumiałem wszystko!

- O mój Boże, jestem zakochany!

Wszystko stało się dla mnie jasne. To śmieszne uczucie, gdy go pierwszy raz zobaczyłem. Te zapierające dech w piersiach wzruszenia odbierające mowę i w ogóle... Wiem, że to głupie, ale postanowiłem mu o tym powiedzieć.

Przy pierwszej nadażającej się okazji, wziąłem go na słówko do zaułka korytarza, aby mieć pewność, że nikt nas nie podsłucha.

- Wiesz co, miałem dzisiaj o tobie niesamowity sen. Opowiem ci, jeśli nikomu nie powtórzysz. Co ty na to? - wypowiedziałem jednym tchem, pełnym przejęcia i z lekkim rumieńcem na policzkach.

A Dimas, spojrzał na mnie podejrzliwie, najwyraźniej zaskoczony i zmieszany.

- No, dobrze. Opowiadaj.

I opowiedziałem. Nie wiem, co pomyślał, bo przerwa się skończyła i musieliśmy iść do klasy. Ale zachowywał się inaczej niż dotąd. Był spokojniejszy i zamyślony. Jakieś dwie godziny później, zastałem Dimasa przed toaletą. Najwyraźniej na mnie czekał.

- Wiesz co, czy mogę teraz zaufać tobie i zwierzyć się z mojego sekretu? Ale nikomu nie powiesz, dobrze?

- Spoko. W końcu jesteśmy kumplami, nie?

- Ja też się zakochałem! - powiedział zarumieniony.

- Serio? Kto to jest? - Zapytałem nerwowo myśląc o moich dziwnych uczuciach do tego przystojniaka. Chciałem wierzyć, że powie o mnie, ale...

- To Rocio - powiedział, a mi zrobiło się smutno.

Rocio była piękną dziewczyną, w której podkochiwali się wszyscy chłopcy w szkole. Zrozumiałem, że Dimas chciał wyjść obronną ręką z sytuacji w jaką go zapędziłem i dać do zrozumienia, że chociaż mnie lubi, to nie odwzajemnia przyjacielskiego uczucia tak bardzo, jak ja. Że nie dzieliliśmy więcej, niż tylko snu, snu który teraz wydał mi się głupi. Głupi i przykry! A przecież czułem się z nim szczęśliwy, czułem, że żyję i myślałem, że czuł to samo, ale wszystko co dobre szybko się kończy.

Odtąd nic już nie było takie jak wcześniej. Nadal się kolegowaliśmy, ale nigdy już nie wracaliśmy do tego tematu. Czułem nawet, jakby starał się na każdym kroku podkreślać, że woli dziewczyny od chłopców.

To samo uczucie goryczy poczułem po raz drugi, gdy chodziliśmy do piątej klasy. W dniu, gdy dowiedziałem się, że ojciec Dimasa awansował i przeprowadzają się do innego miasta. Chociaż relacje między nami nie były tak zażyłe jak wcześniej, poczułem się strasznie. Bałem się, że nigdy więcej go...

- Czy to znaczy, że już cię nie zobaczę? - zapytałem Dimasa zasmucony.

- No cóż, nie, będę przyjeżdżał tu od czasu do czasu by cię odwiedzić - powiedział do mnie z uśmiechem.

Też chciałem się uśmiechnąć, ale po prostu zacząłem płakać. Nie chciałem stracić mojego najlepszego kumpla. Gdy to zobaczył, przytulił mnie i starał się pocieszyć. Tak jak wtedy w szatni.

- Uspokój się, Jose. Chociaż jesteś trochę dziwny z tymi twoimi snami, to wiedz, że moje myśli zawsze będą z tobą. Jeśli zapamiętasz dobre chwile, które spędziliśmy razem, to zawsze będziemy razem - powiedział i delikatnie pocałował mnie w policzek. Potem w czubek nosa a na koniec prosto... w usta! Była to najcudowniejsza chwila w moim życiu a zarazem najsmutniejsza. Nikt przecież nie lubi pożegnań z przyjaciółmi.

Kilka miesięcy później dowiedziałem się, że wyprowadził się na dobre i nigdy więcej go nie widziałem. Oczywiście, miałem później innych kolegów, ale zawsze za nim tęskniłem... Za moją pierwszą miłością, pierwszym prawdziwym przyjacielem i pierwszym rozstaniem...






Autor: Jose    Rysunek: M.    Tłumaczenie: A.V.    Adaptacja: Misiaczek    Tytuł oryginału: "Mi Primer Amigo"